Ten post piszę po raz drugi. Jest on dla mnie niezwykle ważny, wracam w nim do książki, przeczytanej w dzieciństwie. Jego treść już gościła w blogu, niestety, nie wiem co się stało, wszystkie wpisy od stycznia do chwili obecnej zniknęły. Nie wiem dlaczego. Dlatego ponownie zapraszam do lektury, szczególnie tych, którzy nie czytali wpisu.
Czy pamiętacie książki z dzieciństwa?
Zwracam się z pytaniem do czytelników mojego bloga, którzy pamiętają czasy, kiedy czytało się dużo książek. Były one źródłem marzeń o podróżach, o staniu się człowiekiem takim, jakiego widziało się bohaterów oczyma dziecięcej wyobraźni. To były piękne czasy kształtowania charakterów wielu pokoleń. Obecnie w dobie telewizji i smartfonów, raczej trudno spotkać młodego czytelnika, który pasjonowałby się prawością i odwagą wodza Apaczów Winnetou, który czytałby o przygodach Pana Samochodzika, z wypiekami na twarzy przeżywałby pasjonujące podróże opisane przez Juliusza Vernego. Można by tu wymieniać szereg znakomitych autorów, których młode pokolenie raczej nie zna. Pamiętam czasy swojej młodości, kiedy mieszkałem w Białej Rawskiej. Dom rodzinny znajdował się można powiedzieć na granicy miasta. W miejscu pozbawionym energii elektrycznej. Wszędzie dookoła był prąd, ale akurat u nas i sąsiadów mieszkających obok, nie było. DO 1974 roku – nie rodzice nie mogli doprosić się ówczesnych decydentów, aby do tych właśnie dwu domów podciągnąć prąd. Tak więc lata szkolne upływały bez telewizora, z książką przy lampie naftowej. Wielu z Was może się uśmiechnąć, ale takie były czasy. Na pewno jest co wspominać, w odróżnieniu do obecnych młodych pokoleń, które raczej nie będą miały zbyt wiele do opowiadania swoim dzieciom, czy wnuczkom. Rodzice budowali w dzieciach zamiłowanie do czytania. Pamiętam pierwszą książkę. Z braćmi nie mogliśmy doczekać się wieczora, kiedy położymy się do łóżka, a mama przed snem przeczyta nam kolejny fragment „Wiernej rzeki” Stefana Żeromskiego. Na tej książce budowałem swoją tożsamość i trwające do tej pory pasję do czytania książek. Karol May, James Fenimore Cooper, Wiesław Wernic, Adam Bahdaj, Zbigniew Nienacki, Edmund Niziurski, to najchętniej czytani przed laty pisarze. Dzisiaj zgłębiam inne lektury, ale do tamtych, szczególnie w okresie świąt bardzo lubię wracać.
Kilka miesięcy temu zainspirowałem się wpisem na Facebooku na jednej z grup. Chyba była to grupa Holistycznych Trenerów. Ale dokładnie nie pamiętam. Autor artykułu napisał o powrocie do lektury z dawnych lat, do historii Robinsona Crusoe, rozbitka, którego stopy pewnego dnia stanęły na nieznanej wyspie. Był sam, z niewielką szansą na przeżycie. Otóż w artykule była mowa, o odkryciach i nowych doznaniach, jakie towarzyszyły autorowi przy czytaniu „odkurzonej książki”. Będąc pod wrażeniem opisu, znalazłem się przed półką z książkami i szybko dojrzałem zapomnianego „Robinsona Kruzoe”, książkę, którą wg Daniela Defoe napisał Stanisław Stampf’l. Kiedy przystąpiłem do jej lektury, czytałem ją, zupełnie pod innym kątem, z innej perspektywy. Mając wiele więcej lat niż wtedy, kiedy podziwiałem bohatera powieści po raz pierwszy, zwracałem teraz uwagę na inne szczegóły, które zaczęły się wyłaniać w miarę pochłaniania kolejnych rozdziałów. Z pewnością do lektury przystąpiłem z inną percepcją, wyłapując to, co mogłoby się przydać do inspirowania innych, głównie przedsiębiorców podczas szkoleń, czy ewentualnych spotkań mentorskich. Nie ważne było to, że przeżył przygodę życia, ale jak ją przeżył i co zdecydowało, że po wielu latach mógł wrócić do cywilizacji. Z pewnością, był to instynkt przetrwania, który wyzwalał w nim wiele energii do działania, sięgania do wewnętrznych zasobów swojej osobowości. Na pewno nie znał wtedy mądrości Theodore Roosevelta, który powiedział:
„Rób to co możesz, tym co posiadasz i tam gdzie jesteś”.
Ale miał ducha walki, z pewnością umiejętność adaptacji do warunków, w których przyszło mu żyć.
Tak więc, Robinson, kiedy znalazł się samotnie na nieznanej wyspie, nie dysponował narzędziami, które dawałyby mu nadzieję na przetrwanie. Jedyne, które udało mu się uratować, był nóż.
Ten nóż służył mu do wykonywania szeregu czynności, do których rozbitek nie był przygotowany.
Był on tylko marynarzem, a tutaj musiał wykazać się przedsiębiorczością. Posiadał szereg cech i umiejętności, które przydałyby się współczesnym przedsiębiorcom:
– umiejętność podejmowania decyzji,
– umiejętność przystosowywania się do ciągle zmieniających się warunków,
– wytrwałość w dążeniu do celu,
– wysoce rozwinięta kreatywność,
– umiejętność szybkiego reagowania i działania w trudnych warunkach,
– zdolności manualne,
– umiejętność uczenia się, łatwość przyswajania nowej wiedzy,
– umiejętność postrzeganie świata z różnej perspektywy,
– umiejętność gospodarowania.
Z rozmyślań Robinsona:
„Natura daje człowiekowi rozum, pozbawiła go jednocześnie wszystkiego, czym obdarza najlichsze ze zwierząt. Uczyniła go istotą słabą i nagą, pozbawioną węchu, kłów i pazurów. Gdybym nie miał noża, byłbym bezbronny jak pisklę, które wyleci z gniazda. I oto życie zawdzięczam kawałkowi stali, bez której nie potrafiłbym otworzyć, być może głupiego kokosowego orzecha.
A więc jedyne co posiadał na wyspie to nóż, służący za narzędzie oraz sprawny umysł. Intuicja podpowiadała mu, jak przetrwać, jak uczyć się nowych zawodów. Uczy się również zasad gospodarowania:
” Niczym tutaj gardzić, ani niczego lekkomyślnie wyrzucać nie należy. Wszystko się w końcu przyda i nie wiadomo nigdy, w jakich okolicznościach. Natura obdarzyła człowieka rozumem, nauczże się wreszcie Robinsonie, używać go, zamiast narzekać i biadać, jak to masz w zwyczaju.”
Kiedy przedsiębiorcy nie idą interesy tak jak się tego spodziewał, narzeka na świat, klientów, kryzys, itp. Nie używa jednak własnego rozumu, nie bierze pod uwagę, że nawet jedna mała zmiana w usłudze, produkcie, może spowodować wzrost sprzedaży.
A więc na początku, Robinson zostaje kuśnierzem. Uczy się garbowania skór, z których powstaje ubranie. Potem uczy się krawiectwa, znajduje sposób na połączenie skór, staje się projektantem odzieży.
Potem zgłębia zawód budowlańca – powstaje jego pierwszy dom – York.
Inne profesje, z którymi sobie zaczyna dobrze radzić, to myślistwo, uprawa roli, plantator zbóż, ogrodnik, piekarz, hodowca zwierząt, wikliniarstwo, rybołówstwo, rzemiosło. Jest również podróżnikiem.
Tak jak przedsiębiorca robi Analizę SWOT, w której analizuje mocne i słabe strony oraz szanse i zagrożenia, Robinson buduje również podobne zestawienie, w którym przeciwstawia sobie zło i dobro, które wynikło z jego przebywania na samotnej wyspie, nazywając je z jednej strony zyskami, po stronie przeciwnej stratami.
Rozbitek daje rady dla młodzieży, przestrzegając przed brakiem zainteresowania światem, rozwojem, itp.
„Mój Boże, gdybym więcej przykładał się do rozmaitych nauk, które mi za młodu usiłowano wbić do mózgownicy, miałbym życie lżejsze nawet na tej bezludnej wyspie. Ileż to razy wędrując po niej, biadałem nad tym, że obce mi są nazwy drzew, które widzę i ziół. Gdybym wiedział coś o nich i znał je bliżej, mniemam, iż miałbym z tego znacznie więcej pożytku. Mijałem być może bogactwo, jak człowiek ślepy.”
Daje też hołd sile umysłu.
„Człowiek zdolny jest wszystkiego się nauczyć, jeśli zajdzie po temu potrzeba. Nigdy nie byłem krawcem, ani szewcem, ani cieślą, ani murarzem, nikt mnie tego nie uczył, a na tej wyspie stałem się wszystkim. Nie będąc krawcem – szyłem, nie będąc szewcem – robiłem buty, nie znając się na ciesiołce – pracowałem jak cieśla, a murarzem też byłem niezgorszym, chociaż bez kielni i wapna. Rozum ludzki początkiem jest wszelkiej substancji.”
Kiedy więc człowiek staje w obliczu trudności, może się wiele nauczyć. Może zmienić zawód, specjalność. Przedsiębiorca może przestawić swoją produkcję, usługi, dostosowywać je do potrzeb rynku. Ale musi być otwartym na zmiany.
Znalezienie się Robinsona na samotnej wyspie, jest dla przedsiębiorcy symbolem znalezienia się w trudnych okolicznościach. W warunkach chociażby takie jak obecnie. To umiejętność dostosowania się, szybkiej reakcji na pojawiające się możliwości. Bo jeśli ktoś jest opieszały, może słabo reagować na potrzeby nowego rynku i z niego wypaść.
Trzeba brać przykład z Robinsona. Teraz żyjemy na takiej samotnej wyspie, gdzie warto odkrywać pokłady własnej inspiracji i energii. Nie czekać na to, że czegoś nam brakuje i dopiero jak to zdobędę, będę mógł się rozwijać. Wykorzystaj ten przysłowiowy nóż Robinsona, to narzędzie od którego zaczniesz. Rozwój nie następuje gwałtownie. Ale trzeba to zrozumieć. Czytać inspirujące książki, znaleźć mentora, który pomoże odnaleźć właściwą drogę dla rozwoju potencjału przedsiębiorcy i jego firmy.
Stanisław Bińkiewicz