Była sobie firma transportowa. Była, bo już jej prawie nie ma. Z biznesu, osiągającego obroty ponad 100 tys. zł miesięcznie pozostały tylko wspomnienia spisane w Książkach Przychodu i Rozchodu za poprzednie lata. Wydawać by się mogło, że wszystko idzie dobrze. Firma się rozwija, bierze w leasing jeden samochód, potem drugi i trzeci. Zatrudnia kilku kierowców, którzy jeżdżą na zagranicznych trasach. Zarobionych pieniędzy starcza na utrzymanie firmy, spłatę zobowiązań i dostatnie życie.
Ale właściciel firmy popełnia błąd – praktycznie wszystkie samochody /za wyjątkiem małego do 3.5t/, pracują na rzecz jednego spedytora. Pewnego razu, kierowca wiozący owoce z Francji do Polski,
doprowadza do powstania szkody transportowej. Spedytor blokuje wszystkie faktury firmy transportowej do czasu gdy ta uzyska odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej. Trwa to około dwóch miesięcy i jest to początek końca. Ponieważ firma transportowa nie otrzymała zapłaty za wykonane usługi, nie miała pieniędzy na opłacenie kierowców, zapłatę zobowiązań wobec ZUS, US,
zakup paliwa, a także spłatę rat leasingowych i kredytowych. Od tego momentu rozpoczął się efekt domina, wszystkie dotychczas misternie ułożone układanki zaczęły się walić. I mimo, że po dwóch miesiącach zostało wypłacone odszkodowanie za szkodę transportową i zwrócone firmie spedycyjnej, ta nie uregulowała od razu wszystkich zebranych faktur, a pieniądze, które zaczęły spływać, nie pozwoliły na powrót do stabilizacji finansowej. Właściciel firmy transportowej zerwał umowę ze spedytorem i znalazł innego kontrahenta. Ale znów zrobił błąd, ponieważ powinien mieć co najmniej dwie firmy współpracujące co gwarantowałoby dywersyfikację dochodów. Tymczasem kontrahent z którym rozpoczął współpracę właściciel firmy transportowej, znowu okazał się niezbyt uczciwym człowiekiem, ponieważ nie płacił bieżąco za wykonane usługi transportowe. Nawarstwionych, niezapłaconych zobowiązań wobec instytucji publiczno prawnych oraz banków nie dało się wyrównać. Te ostatnie zaczęły najpierw wysyłać wezwania do zapłaty, a następnie zgłosiły się i zabrały samochody. W ten sposób z pozornie błahego powodu, firma stała się niewypłacalna i obecnie pozostała z jednym samochodem. Wysokość otrzymywanego dochodu nie starcza na pokrycie wszystkich zobowiązań, rachunek firmowy jest zablokowany przez ZUS, prowadzone są obecnie negocjacje z wierzycielami w sprawie rozłożenia ich na raty, ale właściciel firmy zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie wyjść z tej zapaści finansowej i rozważa zamknięcie firmy. Kiedy rozmawiam z właścicielami firm transportowych, zawsze podejmuję temat dywersyfikacji dochodów. Kiedy zawali jeden kontrahent, wtedy SA pieniądze z drugiego źródła, którymi można się podeprzeć. Najgorsze w powyższej sprawie jest to, że wielokrotnie rozmawiałem z szefem firmy. Mówiłem, żeby dał sobie spokój ze spedytorem, który nie płaci terminowo faktur. Mówiłem, żeby szukał innych firm spedycyjnych. A on cały czas pozostawał głuchy na rady, których mu udzielałem. Pisząc ten artykuł, mam nadzieję, że przeczytają go właściciele firm transportowych i będą działać na rzecz dywersyfikacji swoich dochodów.
W kolejnym artykule opiszę jeszcze jeden czynnik, który przyczynił się do upadku firmy. Zapraszam więc do śledzenia mojego bloga.
Stanisław Bińkiewicz